sobota, 13 sierpnia 2011

A moim fanklubie...


A moim fanklubie...

Ich miłość jest sezonowa, lecz nieraz trwa całe lata. Bywa darem, ale czasem też przekleństwem. Jednak bez fanów nie byłoby gwiazd.
Cenię sobie zdanie ludzi, którym mogę patrzeć w oczy - przyznaje Michał Żebrowski   /Krzysztof Kazanowski /Pani
Cenię sobie zdanie ludzi, którym mogę patrzeć w oczy - przyznaje Michał Żebrowski  
 
/Krzysztof Kazanowski /Pani
Warszawa, czerwcowy wieczór; okolice PałacuKultury. Na parkingu tłum młodzieży. Właśnie wyszli z teatru 6. piętro po jednym z ostatnich w tym sezonie spektakli "Zagraj to jeszcze raz, Sam" Woody'ego Allena w reż. Eugeniusza Korina.
Małgorzata Socha wciela się w nim w rolę postać Nancy, żony głównego bohatera. Po występie bez makijażu, w letniej brązowej sukience schodzi ze schodów. Kilkanaście osób biegnie w jej stronę. Specjalnie dla niej przyjechali z różnych miast. Aktorka niektórych już zna, są tu po raz drugi. Rozdaje autografy, z uśmiechem ustawia się do zdjęć. To nic, że wróci do domu przed północą, a jutro musi wstać na plan o świcie.

Cześć, Czesiek!

Prawdziwy fan nie idzie na spektakl tylko dlatego, że wypada, nie kupuje płyty, bo zrobił tak kolega, nie przychodzi na koncert wyłącznie dla efektownego show. On zna wszystkie role teatralne ukochanego aktora, kolekcjonuje rzadkie nagrania, umie wymienić dyskografię ulubionego zespołu. Fani - jak artyści - bywają wybitni i pospolici, wytrwali i sezonowi.

W dzisiejszym świecie udział w telewizyjnym show czy serialu przysparza fanów w krótkim czasie.
Małgorzata Socha
Małgorzata Socha skończyła studia dziewięć lat temu. Popularność zyskała dzięki rolom m.in. w "Na Wspólnej" i "Prosto w serce", ale najbardziej postać Violi w "Brzyduli". Teraz przygotowuje się do październikowej premiery w "Edukacji Rity" w reż. Macieja Wojtyszki w teatrze 6. piętro. Zagra tam z Piotrem Fronczewskim.
- Gdy zaczynałam pracę, ten medialny rozgłos nie towarzyszył w takim stopniu aktorom - mówi. - W dzisiejszym świecie udział w telewizyjnym show czy serialu przysparza fanów w krótkim czasie. Viola była charakterystyczna i kontrowersyjna. Myślałam, że ludzie mnie znienawidzą, że nie wyjdę nawet do sklepu i będę musiała jeść mrożonki. Okazało się jednak, że wywoływałam pozytywne reakcje. Spotykani na ulicach zagadywali do mnie cytatami z jej dialogów. Dziś widzowie są bardziej świadomi, oddzielają rolę od osoby artysty. Choć słyszałam, że jeszcze niedawno Tomasza Stockingera, czyli doktora Lubicza z "Klanu", proszono na ulicy o receptę. Mnie podobne sytuacje już się nie przytrafiają.

Mam 39 lat, a od 15 jestem znany, ludzie wyrobili sobie na mój temat zdanie i nie rzucają mi się na szyję. To efekt związany z wizerunkiem, który sobie wypracowałem.
Michał Żebrowski
Michał Żebrowski, aktor i dyrektor teatru 6. piętro, zagrał w kilkudziesięciu filmach, stworzył charakterystyczne postaci polskiego kina: Skrzetuskiego w "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana, tytułowego bohatera w "Panu Tadeuszu" Andrzeja Wajdy, Geralta w "Wiedźminie" Marka Brodzkiego. - Mimo tych ról nie czułem popularności. Poznałem swoich fanów, dopiero gdy nagrałem płyty ("Zakochany Pan Tadeusz", 1999, "Lubię, kiedy kobieta", 2001 - przyp. red.). Jeździłem na spotkania promocyjne. Po nich na dworce odprowadzały mnie tłumy. Głównie kobiety w różnym wieku, czasem rozhisteryzowane.
Żebrowski przyznaje, że teraz nie ma podobnych problemów, sam się nauczył, jak reagować, a i wielbiciele też są wobec niego taktowni. Nie przeszkadzają mu, gdy w restauracji je kolację z przyjaciółmi. - Mam 39 lat, a od 15 jestem znany, ludzie wyrobili sobie na mój temat zdanie i nie rzucają mi się na szyję. To efekt związany z wizerunkiem, który sobie wypracowałem.
- Idę ulicą, a nagle ktoś wali mnie pięścią w plecy i krzyczy: "Cześć, Czesiek!" - opowiada Mozil. - Drażni mnie to, więc mówię: " A mama cię nie nauczyła kultury?". Muszę ich edukować. Jestem bezpośredni, ale uważam, że trzeba zachować pewien dystans. Jeszcze rok temu ten sympatyczny muzyk, który wychował się w Danii, był undergroundowym artystą. W Polsce znany jako twórca zespołu Czesław Śpiewa grywał kameralne koncerty. Popularność przyniosła mu rola jurora w "X Factor".
Czesław chętnie godzi się na rozmowę o fanach. Prowadzi z nimi nieustanny dialog na swoim fanpage'u na Facebooku. Zamieszcza tam nie tylko piosenki, informacje o koncertach, ale też kręcone telefonem filmy ze swego życia. Nie ukrywa się przed ludźmi, jednak przyznaje, że męczą go sytuacje, w których ktoś poznany przed chwilą traktuje go jak kumpla z podwórka. Artur Rojek, lider zespołu Myslovitz, nigdy nie był zbyt dostępny dla publiczności. - Doceniam, że mam fanów, ale raczej nie utrzymuję bliższych relacji tylko z tego powodu, że ktoś lubi moją muzykę - mówi. - Podaję rękę po koncercie, pogadam, ale nie udaję, że jesteśmy świetnymi kumplami.
Bardzo doceniam wielbicieli - przyznaje Artur Rojek   /Krzysztof Kazanowski /Pani
Bardzo doceniam wielbicieli - przyznaje Artur Rojek  
/Krzysztof Kazanowski /Pani

Jestem twoim bratem

Fani potrafią uprzykrzyć życie obiektom swych westchnień. Niekiedy poczucie silnej emocjonalnej bliskości przeradza się nawet w obsesję. Gwiazda jawi się wielbicielowi jako bóstwo, które należy otaczać kultem. Słowo "fan" dopiero w czasach popkultury zaczęto wiązać z szalonym entuzjazmem wobec idola. Dawniej jako skrót od łacińskiego "fanaticus" - wyznawca religijny - miało sens pejoratywny.
- Kiedyś i mnie zdarzały się dziwne sytuacje - wspomina Żebrowski. - Niektóre dziewczyny jeździły za mną po całej Polsce na wszystkie spektakle. Wystawały pod oknem pokoju hotelowego. Z jednego wspólnego, zrobionego przed teatrem zdjęcia wnioskowały, że ułożymy sobie razem życie - opowiada aktor. - Zwykle kończyło się wzywaniem policji, dopiero po interwencji ataki ustawały.
Czesław Mozil otrzymuje czasem natarczywe maile. Dlatego blokuje od razu adresy, z których przychodzą. Podobnie z pocztą na Facebooku, zamknął nieznajomym dostęp do niej. - Dostawałem zdjęcia nagich fanek - mówi. - Może ośmielają je te bzdury, które piszą w brukowcach, że w każdym mieście mam dziewczynę? Owszem, lubię flirtować, kocham kobiety, ale narzucanie się przeraża mnie, wolę subtelność - wyznaje.

Owszem, lubię flirtować, kocham kobiety, ale narzucanie się przeraża mnie, wolę subtelność.
Czesław Mozil
- Na koncertach, w trasie zdarza się spotykać osoby chore psychicznie - mówi Rojek. - Jednak zawsze na pierwszej linii stoi menedżer, który broni dostępu do zespołu. Jedna z takich osób, mężczyzna, długo nękała mnie o pomoc finansową. Domagał się pieniędzy za swoje uwielbienie. Wysyłał listy, zapisane zeszyty. Nie było sensu tego czytać. Kiedyś po koncercie Myslovitz Rojek przedzierał się przez tłum. Nagle zaczepił go pewien 20-latek. Opowiadał, że jest jego zaginionym bratem, bo ktoś mu powiedział, że jest do Artura podobny. Wyjmował z portfela rodzinne zdjęcia, twierdził, że jest na nich ich wspólny dziadek. Sytuacja stawała się coraz bardziej męcząca. W końcu Rojek wezwał ochronę. - To przykre, ale w takich sytuacjach wiem, że nie ma innej rady.
więcej na :
http://www.styl.pl/magazyn/reportaz/news-a-moim-fanklubie,nId,353951

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz