wtorek, 14 czerwca 2011

Czesław śpiewa: "Po prostu grać, nie stać".

7. kwietnia miała swoją premierę debiutancka płyta osoby, która zaskoczyła zupełnie polski rynek muzyczny. Czesław Śpiewa, bo o nim mowa, to projekt Czesława Mozila, Duńczyka polskiego pochodzenia, który wraz z grupą przyjaciół stworzył coś, co sam określa mianem kabaretowego punka i "bajek dla dorosłych". Czy jego świat jest
bajkowy i jaki jest sam Czesław?



-Skąd pomysł na pseudonim?
-Tak naprawdę nazywam się Czesław Mozil, ale Gazeta Wyborcza w Krakowie napisała artykuł o moim koncercie tytułując go słowami Śpiewa Czesław. To wydało mi się  takie słodkie, naiwne… tak szczere, że postanowiłem tego użyć.

-Opowiedz, czym był czat Multipoezja.
-Generalnie, jeżdżę po Polsce ostatnie 6 lat. Wcześniej miałem kapelę Tesco Value, z którą nagrałem dwie płyty po angielsku. I tak się złożyło, że graliśmy trzy lata temu koncert w Alchemii Krakowskiej, gdzie przez przypadek pojawił się Michał Zabłocki i powiedział, że ma kilka tekstów i czy chciałbym może na nie popatrzeć. Ja wtedy w ogóle nie wiedziałem, kim jest Michał i że jest poetą… a ten projekt Multipoezja to takie spotkania co drugi czwartek w Internecie. Ludzie tam wchodzą i piszą razem z Michałem wiersz w godzinę. W ten sposób powstało mnóstwo niesamowitych tekstów! To są takie bajki, a moja muzyka jest taka naiwna i szczera, dlatego bardzo pasują do siebie, a ja znajduję w nich swoją prawdę. Jak śpiewamuciekła ładna babeczka z dość wesołego miasteczka to wtedy mi się ogromny film włącza… Jak ludzie te teksty odbiorą  to już inna sprawa, ale one pasują niesamowicie do tych piosenek maluteńkich! Powiem Ci, że miałem taki mały kryzys muzyczny trzy lata temu. Kupiłem bar w Kopenhadze, odłożyłem to wszystko na półkę, ale na szczęście zacząłem z powrotem powoli bawić się tymi rzeczami i tak powstała ta płyta.

-Brałeś jakieś lekcje śpiewu w swoim życiu?
-Nie, nie! Absolutnie! Nie ma mowy! Próbowałem, ale ja potrafię tylko tak, jak śpiewam np. na płycie. Inaczej nie będzie. Ja się nie nadaję do chóru: śpiewałem kiedyś w chórze kościelnym, to mnie wywalili po roku, bo fałszowałem. Po prostu masakra.

-Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
-Przyznam, że w domu nie było dużo muzyki. Wychowałem się w typowym getcie w Kopenhadze i tam to jest po prostu hobby. Każdy chłopak sobie czegoś szuka, jeden pokopie piłkę, inny rapuje, zapisują się na grę na instrumentach, głównie pianino. A ja zapisałem się na akordeon, powiedziałem Mamusiu, chciałbym chodzić na akordeon i tak już zostało. Potem była to taka ucieczka od tego getta, od problemów na podwórku… w końcu zaczynasz się z tym identyfikować. Stajesz się akordeonistą, chcesz grać muzykę i to jest naturalny proces. A mi się zawsze od małego chciało śpiewać piosenki. Jak miałem dziesięć lat, to miałem taką jazdę, że brałem książkę telefoniczną i dzwoniłem do ludzi na przypadkowe numery. Ktoś odbierał i mówił Halo?, a ja wtedy kładłem słuchawkę i grałem piosenkę. Mogłem tak grać całe dnie. Wtedy przychodziły ogromne rachunki za telefon.

-Jak nazwałbyś rodzaj muzyki, który wykonujesz?
-Kabaretowy punk? Czy może… bajki dla dorosłych.

-Bardziej się czujesz Duńczykiem czy Polakiem?
-Wiesz, oczywiście, że zawsze byłem Polakiem. Ja jestem w bardzo dużej części zduńczony, ale koledzy zawsze mówią: Czesław, ty i tak skończysz z Polką, będziesz wracał do Polski (śmiech). Bardziej się czuję Polakiem, mam ten sentyment. Wczoraj byłem w Kwidzynie. Nigdy bym tam nie był, gdyby nie to, że przez pół godziny grałem tam ludziom piosenki. Niesamowite

-Do kogo skierowana jest Twoja płyta?
-To jest trudne pytanie, bo nie określam tego, ale przyznam, że dostaję superlisty zarówno od szesnastolatek, jak i mężczyzn ok. 50-tki. Metalowcy przychodzą na koncerty i mówią: Czesław, my słuchamy mocnego metalu, ale znajdujemy w tym (muzyce Czesława w sensie) ten twój podtekst! i to jest hardcore. Ja sądzę, że to w ogóle niesamowity cios: że gra się na gitarce i śpiewa o żabce, a pod spodem to święta prawda. To jest dopiero ekspresja!

-Jest jakaś kreacja aktorska w tym, co robisz? Gdybyś po prostu siedział i mamrotał coś o żabie, prawdopodobnie nie miałoby to większego sensu. Tymczasem ty nadajesz jej dramaturgię.
-Nie myślę o tym i naprawdę nie lubię określenia piosenka aktorska czy piosenka poetycka. Nie to, że nie szanuję tej sceny, bo szanuję. Ale nie chcę być w ogóle częścią piosenki aktorskiej, bo co? Ja wchodzę na scenę i gram? Nie, nie gram.

-Ale śpiewasz poezję.
Tak, tak, jak najbardziej. Tylko, że dla mnie to jest życie albo śmierć przy tej żabie. To świadczy o tym, że tak naprawdę poruszam ważny temat. Mam swoją prawdę w tej piosence, a że to wychodzi ekspresyjnie, to tak już jest. Dużo ludzi mówi: za dużo ekspresji i wkurwia mnie to, bo ja nie będę tego zmieniał. Tak jest i będzie, bo się dobrze z tym czuję.

-Nie obawiasz się porównań?
-Niech ludzie mówią, co chcą, a ja i tak będę robił swoje. Zawsze jest jakaś inspiracja, świadoma czy nieświadoma… dlatego wiesz, mogą mnie z Dodą czy z Marylą Rodowicz porównywać i też będzie ok.
Marta Szymanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz