sobota, 18 czerwca 2011

MIŁY CZESŁAW MIŁO ŚPIEWA


CZYM GRZECZNY CHŁOPAK Z NIEROCKANDROLLOWYM AKORDEONEM WKUPIŁ SIĘ W ŁASKI PUBLICZNOŚCI? POLAK Z DUŃSKIM PASZPORTEM ROK TEMU DEBIUTOWAŁ NA KRAJOWYM RYNKU MIESZANKĄ POPOWYCH MELODII I KABARETOWEGO LUZU. DZIŚ JEST JEDNĄ Z CZOŁOWYCH POSTACI MŁODEJ SCENY, A JEGO POZYCJĘ PRZELICZA SIĘ NA BRANŻOWE STATUETKI (TRZY). CZESŁAW MOZIL, ULUBIENIEC NASZYCH BABĆ, OPOWIADA O FRYDERYKACH I NIESPRAWIEDLIWOŚCI RADIOWYCH PLAYLIST
Gdzie trzymasz Fryderyki?     
Mam je w kiblu, w Krakowie. To maluteńkie mieszkanko i mam w toalecie taką fajną półkę, więc jak sobie siedzę i na nie patrzę, to bardzo ładnie wyglądają. To nie jest tak, że ich nie szanuję, że je lekceważę. Po prostu tam są. Ale chyba wezmę je do Danii. Rodzice się ucieszą, będą pokazywać przyjaciołom.      
Na wszystkie ciężko zapracowałeś, ale przynajmniej jednego z nich się nie spodziewałeś. Kiedy ogłaszano Cię zwycięzcą kategorii Przebój Roku, rządziłeś już w barze na dole.     
Nie zaskoczył mnie Fryderyk w kategorii Nowa Twarz Fonografii. Myślałem, że może dostanie „Maszynka do świerkania”, bo to świetny teledysk, powinien zostać wyróżniony. Ale już nie sądziłem, że „Debiut” może zostać uznany Najlepszą Płytą Pop, bo wydawało mi się, że przeważą głosy bardziej konserwatywne. Decyzja telewidzów była totalnym zaskoczeniem. Wiesz, parę lat temu żartowałem sobie z mamą, że zadzwonię kiedyś z Warszawy i powiem, że dostałem Fryderyka. Strasznie się cieszę, że tak to się skończyło.     
Nie obyło się bez lobbingu?     
Spotykałem się z sugestiami, że dobrze byłoby z kimś tam wypić kilka piw. Jak przy wyborach prezydenckich – powinienem był objechać ich wszystkich, przywitać się i opowiedzieć, jakim jestem fajnym chłopakiem. Proszę pana, ja to może nawet robię do dupy muzykę, ale jestem fajnym gościem i wódkę z panem wypiję.      
A Pana najnowsza płyta to jest najlepsza rzecz, jaką słyszałem…     
No właśnie. Czasem myślę sobie, że może zrobiłem błąd, odmawiając komuś współpracy, bo nie podobała mi się muzyka. Może powinienem był wziąć udział w tym projekcie? Może oni teraz myślą, że skoro Czesław nie zgodził się na wspólne granie, to lepiej będzie zagłosować na kogoś innego? Sam fakt, że zostałem nominowany, może jednak oznaczać, że cieszą się, że jest ktoś taki jak ja.       
Może i by się cieszyli, gdybyś nie miał tak niewyparzonej gęby. Jeszcze dobrze nie zadebiutowałeś na tym rynku, a już zacząłeś wymachiwać szabelką i chciałeś wszystko rozpieprzyć.     
Nie chcę nikogo prowokować, ale jak widzę, że są megaściemy, to trudno mi zachować obojętność. Wiem, że przez to kiedyś mogę mieć kłopoty. Rozumiem moich przyjaciół, którzy powtarzają: „Czesław, nie wychylaj się, rób swoje tak, jak my robimy swoje, pieprzyć resztę!”. Uważam jednak, że nie można wszystkiego olewać. Nie jestem wrogiem całej branży muzycznej, ale kiedy dzieją się złe rzeczy, trzeba o tym mówić, trzeba pisać. Dlaczego nikt tego nie robi?     
O czym konkretnie mamy pisać?
Byłem niedawno na koncercie osoby, która jest obecna w mediach, o której pisze się w gazetach, która tańczy z gwiazdami. Całe miasto było wyplakatowane, ale w klubie, który mieści 1000 osób, pojawia się może 30 widzów… Takie historie mnie uspokajają, bo okazuje się, że publiczności nie da się oszukać. Z drugiej strony, ktoś musi mieć w tym interes, żeby promować taką osobę.  
    
Wytwórnia chce sprzedać płytę, więc promuje swojego artystę. Co to za odkrycie?     
Ludzie niekompetentni twierdzą, że w radiu nie ma miejsca dla Lao Che czy Marysi Peszek, bo takie piosenki mogłyby odstraszyć słuchaczy. Co za bzdura! Przecież w tych radiostacjach ledwie co czwarta piosenka jest hitem, świetnym popowym kawałkiem, a potem lecą trzy beznadziejne. Jak myślisz, dlaczego one są grane? Gdybym ja był didżejem w takiej radiostacji i gdybym był wielkim skurwysynem, to brałbym za to pieniądze. Albo wpisywałbym się w ZAiKS-y niektórych kawałków, więc im częściej byłyby grane, tym więcej dostawałbym za to kasy. Artysta, któremu bardzo zależy na tym, żeby jego muzyka była obecna w radiu, pójdzie na taki układ.      
Znam te historie, ale póki nie złapiesz człowieka za rękę, pozostajemy tylko w sferze domysłów. A przecież może być tak, że piosenki, które Ty uważasz za słabe, komuś innemu się podobają.      
Mój kolega z Krakowa, muzyk zresztą, został kiedyś zaczepiony w galerii handlowej przez panią, która robiła badania, jaką muzykę mają grać w radiu. Puściła mu po dziesięć sekund kilku utworów, a że miał jakiś taki słaby dzień, wszystko skreślił. Wszystko na nie. Za jakiś czas zadzwoniła do niego dziewczyna z dużej rozgłośni i zaproponowa- ła pracę. Raz na dwa tygodnie przychodzi do niego ktoś z laptopem, puszcza mu od 100 do 150 piosenek, po dziesięć sekund z każdej. On na tej podstawie decyduje, co powinno trafić na antenę, a co nie powinno. Potem ja wysyłam taką „Maszynkę do świerkania” do radia i odpisują mi, że nie przeszło. Zrobili badania, które wykazały, że ludziom to się nie podoba. Jak to się nie podoba? Przecież to był jeden z największych polskich hitów ubiegłego roku…      
No właśnie, zostawmy bolączki branży i skupmy się na Tobie. Wypłynąłeś za sprawą akustycznej płyty Heya. Skąd się na niej wziąłeś?      
Ludzie dopiero teraz zakumali, że ja tam grałem. A zaczęło się od tego, że odezwała się kiedyś do mnie Ania Brachaczek, która śpiewała z Pogodno. Odwiedziła mnie w Kopenhadze i od tamtej pory utrzymywaliśmy  stały kontakt. Za jej pośrednictwem pozna- łem Marcina Macuka z Pogodno, który aran- żował akustyczną płytę Heya. To on mnie zaprosił. Bardzo denerwowałem się, idąc na pierwszą próbę. Pomijając sentyment, który mam do Heya z dawnych czasów, to jeszcze Kasia Nosowska ma taką dziką aurę, że wymiękasz. Piję kawę, a ona podchodzi i mówi, że słuchała moich piosenek i że są cudowne… Bardzo się cieszę, że mogłem wziąć w tym udział. Poza tym lubię, kiedy akordeon jest w tle. Uważam, że to fajny instrument, ale bez przesady.      
I kto to mówi?     
Bo ja mam do akordeonu zdrowy stosunek – mieszankę miłości i nienawiści. Zawsze chciałem być rockandrollowcem, grać na gitarze albo na bębnach, ale tak się złożyło, że gram na akordeonie. Bardzo lubię ten instrument, kiedy jest tylko on i wokal. Nie przepadam za rockowymi numerami, w których na pierwszy plan wychodzi akordeon.     
Teksty na „Debiucie” to dzieło internautów dowodzonych przez poetę Michała Zabłockiego. Czy na kolejnym albumie przemówisz własnym głosem?    
Kiedyś artysta mógł śpiewać cudze kompozycje z tekstami napisanymi przez profesjonalnych tekściarzy i nikt mu tego nie wypominał. Czemu dzisiaj wszystko muszę robić sam? Nie wiem jeszcze, jakie teksty trafią na nową płytę. Być może będę współpracował z Michałem, a może zostawię tylko swoje własne rzeczy, które są gorsze. Ale nie boję się, że nie będę miał czego śpiewać, bo bardzo dużo tekstów dostaję od ludzi. Dziewczyny wyciągają z szuflad wiersze miłosne, które pisały, gdy miały 15 lat i były po raz pierwszy zakochane. Czasem to zła poezja, ale zawsze jest w tym tyle emocji i szczerości, że mają wsobie coś pięknego.
Ile koncertów zagrałeś w ciągu zeszłego roku?
Nie liczyłem, ale myślę, że nie mniej niż 200.     
Grałeś w bardzo różnych miejscach. Od telewizyjnych produkcji, przez alternatywne festiwale, aż po odrapane domy kultury i kina w miasteczkach, o których istnieniu nikt nie pamięta.    
Wszędzie gra mi się tak samo, pod warunkiem, że publiczność się angażuje, naprawdę słucha. W mniejszych miejscowościach zdarzyło mi się zaobserwować, że niektórzy ludzie przychodzą spięci, pewnie rzadko bywają na koncertach i nie wiedzą, jak się zachować. Mówię wtedy coś śmiesznego...      
A gdzie Ty sypiasz, co jadasz? Przecież w tych wszystkich małych miasteczkach nie ma restauracji i czterogwiazdkowych hoteli.     
Ale są dwugwiazdkowe, czasem dużo fajniejsze niż czterogwiazdkowe w dużych miastach. Albo okazuje się, że jakiś Francuz zakochał się w Polce, ożenił się z nią i otworzył w jej rodzinnych stronach restaurację  z rewelacyjną kuchnią i cenami zupełnie innymi niż w Warszawie. Zakochałem się w Polsce, uwielbiam podróżować i odkrywać te wszystkie romantyczne zakątki.     
Twój fenomen polega na tym, że podobasz się zarówno babciom, jak i wnuczkom. Wydaje mi się, że w dojrzałych kobietach budzisz instynkty macierzyńskie. Jesteś taki słodki i zagubiony, że chciałyby Cię usynowić.    
Jestem miłym chłopcem. Potrafię też być bardzo niemiły, ale po co one mają o tym wszystkim wiedzieć? Nawet jeśli przeczuwają, że siedzi we mnie mały skurwysynek, to w ich oczach jestem przede wszystkim takim synem sąsiadki.       
Dlatego są skłonne wiele Ci wybaczyć.
W Polsce nikt nie chce przyznać się do niedoskonałości. Kiedy zapytasz w towarzystwie o jakąś książkę, okazuje się, że wszyscy czytali. O film – wszyscy widzieli i każdy ma na jego temat swoje zdanie. Wszyscy znają się na polityce. Gdybym powiedział, że nie rozumiem, o co dokładnie chodzi w konflikcie wStrefie Gazy, patrzyliby na mnie jak na wariata. Ale przykład idzie z góry. W Danii polityk, który popełni poważny błąd, podaje się do dymisji. W ostateczności pozwala się mu wrócić, ale najpierw musi złożyć wyjaśnienia i przeprosić za to, co zrobił. A w Polsce? Nawet jak się przyłapie polityka na jakimś przekręcie albo kłamstwie, będzie się wypierał. W dodatku ludzi to nie rusza, są do tego przyzwyczajeni.      
Z czego to się bierze? Kompleksy?     
Myślę, że nie tylko. Moja mama jest polonistką i kiedy przeprowadziliśmy się do Danii, nie mogła się nadziwić, że dzieci tak mało uczą się na pamięć. Tymczasem w Polsce wszystko musisz wykuć, musisz powtarzać ten swój wierszyk czy paciorek bez najmniejszej pomyłki. W muzyce to samo… Przychodzi koleś i mówi: „Tak się Chopina nie gra! Ja wiem, jak się powinno grać Chopina, bo mam wszystkie płyty!”. Artyści mają prawo do swojej interpretacji, do inności.    
Jakieś kryteria oceny sztuki muszą jednak istnieć. Wszystkiego za prawem do interpretacji nie można schować.     
Ale co ty chcesz oce iać? Oglądałem „Hit Generator” i nie rozumiem, czemu to tak wygląda. Siedzi jakiś facet i wyłapuje, czy ktoś przypadkiem nie skiksował, czy ktoś nie zafałszował. Ja dlatego tam nie wystąpię, bo ja bym nigdy tych wymagań nie spełnił. Przez te 200 koncertów tak naplułem do swojej melodyki, że ona musi fałszować. I co? To oznacza, że moja muzyka jest gorsza? Chciałbym, żeby w takim „Hit Generatorze” można było zaprezentować swoją muzykę, a ludzie niech już sami oceniają, co jest dobre, a co złe – chodząc na koncerty i kupując płyty. Nie trzeba im podpowiadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz